Szacunek wobec pracy kobiet w domu

Witam Państwa serdecznie,

dziękuję za zaproszenie na Sesję Naukową w ramach obchodów Święta Matki. Dziękuję nie tylko we własnym imieniu, ale również w imieniu Fundacji Pomoc Rodzinie, w której pracuję. Fundacja działa przy Wydziale Studiów nad Rodziną UKSW (którego mam zaszczyt być absolwentką), ponieważ jednym z celów działalności Fundacji jest niejako przekładnie na język codziennego życia małżeńskiego i rodzinnego treści teoretycznych, które są przedmiotem studiów na Wydziale. Na co dzień w swojej pracy zajmuję się tworzeniem programów szkoleniowych i duszpasterskich dla narzeczonych, dla małżonków oraz dla studentów nauk o rodzinie i doradców rodzinnych. Prowadzę również w tym zakresie warsztaty i wykłady, a w szczególnych przypadkach towarzyszę małżonkom i narzeczonym w ich osobistej pracy nad sobą. Przy tym, co szczególnie sobie cenię, moja praca w Fundacji jest na tyle elastyczna, że mogę spełniać się w swoim pierwszym powołaniu, ponieważ najpierw i przede wszystkim jestem żoną wspaniałego męża i mamą dwójki pełnych energii maluchów: czteroletniej Michaliny i półtorarocznego Ignacego.

 

  1. Wstęp

Temat tego wystąpienia brzmi: Szacunek wobec pracy kobiet w domu. Tutaj uściślę, że w tym sformułowaniu pojawia się pewien skrót myślowy, bowiem szacunek nie należy się samej pracy w oderwaniu od człowieka, ale człowiekowi wykonującemu pracę. Będziemy zatem mówić o szacunku wobec kobiet – żon i matek – wykonujących nieodpłatną pracę w domu na rzecz swojej rodziny, (do grona których ja również się zaliczam). Kiedy jednak słyszymy o szacunku wobec kobiet, wobec ich pracy, może się nam wydawać, że ten temat jest oczywisty, że nie trzeba nikogo przekonywać do szanowania kobiet, że w naszej kulturze matka zawsze była otaczana szacunkiem, po co więc poświęcać tej sprawie aż godzinę wystąpienia. Co zatem nowego chcę powiedzieć nt. szacunku wobec kobiet pracujących w domu? Chcę Was, drodzy Państwo, zaprosić do wspólnego zastanowienia się, jak w sposób aktywny i bezpośredni każdy z nas może jeszcze wyraźniej i pełniej okazywać szacunek kobietom, zwłaszcza w kontekście ich, zazwyczaj mało widocznej dla innych, pracy podejmowanej w domu. Inaczej mówiąc, co robić i mówić, aby żony i matki na co dzień czuły się szanowane, widziały, że są szanowane i słyszały, że są szanowane przez swoich mężów, dzieci, przez dalszą rodzinę i przyjaciół, przez znajomych i nieznajomych. Natomiast Paniom pracującym w domu chciałabym poddać do przemyślenia kilka propozycji dotyczących tego, jak cierpliwie i skutecznie uczyć innych konkretnych przejawów szacunku wobec Waszej służby.

 

Skupiam się na pracy kobiet w domu, ponieważ zazwyczaj (jak pokazują dane statystyczne i doświadczenie życiowe) to właśnie im przypada ta rola w dużo większej mierze i dużo częściej niż mężczyznom – mężom i ojcom. Wg raportu GUS z IV kwartału 2011r. w Polsce aż 1 mln 447 tys. kobiet oraz tylko 166 tys. mężczyzn, nie było aktywnych zawodowo i nie poszukiwało pracy zarobkowej ze względu na obowiązki rodzinne i związane z prowadzeniem domu.1 Nie ma jednak wątpliwości, że jeśli w danym okresie czasu, z uwagi także na różne zewnętrzne uwarunkowania, mężczyzna przyjmuje na siebie większość obowiązków domowych, to również i jemu należy się szacunek, zwłaszcza ze strony domowników i najbliższego środowiska społecznego. Podobnie, chociaż skupimy się na postawach wobec kobiet, dla których praca w domu jest miejscem pierwszorzędnego lub jedynego zaangażowania czasu, sił i umiejętności, to większość uwag, które poczynimy, będzie adekwatnych również do sytuacji kobiet – jak to popularnie określamy – pracujących na dwóch etatach: domowym i zawodowym.

 

Podstawowym punktem odniesienia i fundamentem formułowanych w tym wystąpieniu postulatów będą poglądy antropologiczne i etyczne Karola Wojtyły. (Posługuję się tutaj imieniem i nazwiskiem: Karol Wojtyła zamiast bł. Jan Paweł II, ponieważ będę odwoływać się do książek i artykułów opublikowanych podczas pracy naukowej na KUL-u najpierw księdza, a później biskupa, arcybiskupa i kardynała Karola Wojtyły.) Z badania specyfiki i niepowtarzalności człowieka Autor ten wyprowadził powinność ponadużytkowego odniesienia do każdej osoby. Powinność ta została sformułowana w postaci normy personalistycznej.2 Analiza przesłanek i treści normy personalistycznej pozwoli nam pogłębić rozumienie pojęcia: szacunek. Następnie zebrane wnioski twórczo odniesiemy do zagadnienia pracy kobiet w domu. Jest to zgodne z intencją Karola Wojtyły, który widział w normie personalistycznej podstawowe prawo egzystencji i rozwoju świata osób, które może i powinno być rozbudowywane w różnych kierunkach.3

 

  1. Norma personalistyczna jako zasada szanowania osoby

Karol Wojtyła wyprowadzając treść normy personalistycznej odwoływał się do ludzkiego doświadczenia, w którym „człowiek jest przedmiotowo ‘kimś’ - i to go wyodrębnia wśród reszty bytów widzialnego świata, które przedmiotowo są zawsze tylko ‘czymś’”4. Doświadczenie tej odmienności ma swój wymiar osobisty i cywilizacyjny – widoczny w historii, kulturze, technice, twórczości i produkcji. „Skutki działania człowieka w różnych zbiorowościach świadczą o nim. Istota, która wciąż przeobraża przyrodę, podnosząc ją niejako na swój poziom, musi czuć się wyższa od tej przyrody, i musi być od niej wyższa.”5 Jako chrześcijanie mamy tutaj również wzgląd na objawioną prawdę o podobieństwie osób ludzkich do samego Boga (por. Rdz 1, 27), gdyż „cały świat osób stworzonych czerpie swą odrębność i naturalną nadrzędność w stosunku do świata rzeczy (nie-osób) ze szczególniejszego podobieństwa do Boga”6. Godność osoby w kontekście wiary jest ściśle związana z tym, że Bóg nie tylko „przekazuje człowiekowi swe myśli i zamierzenia”, ale co więcej „Bóg ‘staje się człowiekiem’, wchodzi w dramat ludzkiego losu przez odkupienie, przenika go swoją łaską”7.

 

Osoba różni się od rzeczy, do których zaliczamy zarówno byty nieożywione, jak i ożywione – osobniki zwierzęce, ponieważ „poniekąd jest duchem (ucieleśnionym), a nie tylko ‘ciałem’, choćby nawet wspaniale ożywionym. Pomiędzy psychiką zwierzęcą a duchowością człowieka istnieje ogromna odległość, przepaść nie do przebycia”8. Właśnie to duchowe wnętrze, na które składają się rozumność i wolność9, decyduje o wartości osoby i nie pozwala traktować jej na równi z rzeczą. Co więcej, dzięki rozumności i wolności osoba może nawiązywać kontakt z innymi, jest zdolna do bycia w relacji. „Łączność osoby ludzkiej ze światem zaczyna się wprawdzie na gruncie ‘przyrodniczym’ i zmysłowym, ale kształtuje się w sposób człowiekowi właściwy dopiero w orbicie życia wewnętrznego.”10

 

Krótko przedstawione powyżej przesłanki doprowadziły Karola Wojtyłę do sformułowania normy etycznej, którą nazwał personalistyczną, ponieważ pod pojęciem personalizmu rozumiał „ujmowanie i rozwiązywanie różnorodnych zagadnień spraw ludzkich zgodnie z tym założeniem: człowiek jest osobą – wartością niepowtarzalną i nieprzemijającą”11. Norma personalistyczna „jako zasada o treści negatywnej stwierdza, że osoba jest takim dobrem, z którym nie godzi się używanie, które nie może być traktowane jako przedmiot użycia i w tej formie jako środek do celu”. Obok zakazu zostaje również sformułowany nakaz - pozytywna treść normy personalistycznej: „osoba jest takim dobrem, że właściwe i pełnowartościowe odniesienie do niej stanowi tylko miłość.”12

 

Co to znaczy, że nie można używać osoby? Każdy z nas przy pomocy rozumu jest w stanie określić, jakie środki powinien zastosować w swoim działaniu, aby skutecznie zrealizować zamierzony cel. Środek jest zatem podporządkowany zarówno celowi, jak i działającej osobie. Norma personalistyczna zakazuje czynienia z osoby środka do celu, zakazuje jej instrumentalnego, przedmiotowego traktowania, tzn. że człowiek nie może stać się narzędziem, przedmiotem, przy pomocy którego osiągam swój cel. Nie może nim być, gdy celem jest zaspokojenie moich własnych egoistycznych potrzeb, ani nawet wtedy, gdy cel jest moralnie dobry i altruistyczny. Przypominają mi się tutaj wielokrotnie obserwowane sceny z życia małżeńskiego i rodzinnego, które być może działy się również na Państwa oczach. Co robi mąż, gdy ma ochotę na herbatę? Jak jest najprostszy sposób parzenia herbaty? Zawołać żonę. Ona zrobi, przyniesie i na końcu posprząta. Podobną sytuację, występującą często między mamą a synem, jedna z moich znajomych nazwała „syndromem magicznego kosza”. Syn wrzuca brudne ubrania do kosza, a następnie znajduje je czyste w szafie. Co się dzieje z nimi po drodze? On nie ma pojęcia. Niekiedy boleśnie konfrontuje się ze tym „magicznym koszem” dopiero we własnym małżeństwie. Nie mam zamiaru przekonywać Pań, że czas przestać podawać herbatę i robić pranie. Źródło problemu nie leży bezpośrednio w tym, co robi żona i mama, ale tkwi w używaniu drugiej osoby jako narzędzia, jako środka, co jest niezwykle niszczące dla relacji małżeńskich i rodzinnych. (Wrócimy do przykładów „herbaty” i „kosza” jeszcze pod koniec tego wystąpienia) Tymczasem rzeczy w przeciwieństwie do osób „nie tylko mogą, lecz nawet winny być traktowane instrumentalnie (stać się przedmiotem użycia i zużycia) zawsze wtedy, gdy takie ich traktowanie okaże się jedynym sposobem efektywnego afirmowania osoby lub osób”13. Gdy takie instrumentalnie traktowanie dotyczy istot żyjących, zdolnych do cierpienia, lecz niebędących osobami, należy tylko żądać, aby ich używanie nie było połączone z dręczeniem lub torturą.

 

Jak natomiast rozumieć miłość, która jest wymogiem normy personalistycznej? Przede wszystkim nie należy jej utożsamiać z samym uczuciem, ani tym bardziej z podnieceniem zmysłowym. Z treści normy personalistycznej wnioskujemy, że „miłość osoby musi polegać na afirmowaniu jej ponad-rzeczowej i ponad-konsumpcyjnej (ponad-użytkowej) wartości”14. Słowo ‘afirmacja’ pochodzi od łacińskiego affirmare, gdzie oznacza ‘utwierdzać, wzmacniać, potwierdzać’. Wynika stąd, że miłość, w jej podstawowym rozumieniu, należy uznać za pewien sposób odniesienia wobec osób, wyrażający się zwłaszcza w sądach i czynach (choć wychowanie powinno prowadzić do „zakotwiczenia” go również w przeżyciach), który ma na celu uwypuklenie dobra, jakim jest osoba sama w sobie, niezależnie od jej indywidualnych możliwości czy ograniczeń na różnych płaszczyznach funkcjonowania w społeczeństwie. „Uznawać godność człowieka, to znaczy wyżej stawiać jego samego niż wszystko, cokolwiek od niego pochodzi w widzialnym świecie.”15 Człowiek jest kimś więcej niż to, co może zrobić, niż to, do czego może się przydać. Miłość jest więc o wiele bardziej dziełem woli i rozumu niż uczuć i zmysłów.

 

Skoro miłość jest afirmacją wartości osoby jako osoby, a tym, co należy do istoty osoby, co ją najbardziej odróżnia od innych bytów, jest rozumność i wolność, stąd należy wyprowadzić wniosek, że miłość powinna być przede wszystkim afirmacją tych wewnętrznych władz, które czynią osobę osobą – afirmacją jej rozumności i wolności. Norma personalistyczna zakazuje używania osoby, bo używanie oznacza zanegowanie rozumności i wolności osoby, nakazuje natomiast miłowanie osoby rozumiane jako afirmacja (‘utwierdzenie, wzmocnienie, potwierdzenie’) rozumności i wolności. Jednocześnie miłość jako afirmacja rozumności i wolności osoby nie pozostaje wyłącznie na pozycjach respektu i sprawiedliwości, ale niejako wychodzi ku osobie, bowiem pozwala na określenie jej obiektywnego dobra i motywuje do odpowiedzialnej decyzji o jego realizacji. Afirmacja drugiej osoby wymaga więc działania dla jej dobra, a nie tylko odstąpienia od jej używania jako środka do celu.

 

Reasumując dwa aspekty normy personalistycznej można stwierdzić, że zakazując traktowania osoby jako środka do celu i nakazując wzmacnianie jej rozumności i wolności, domaga się ona w praktyce, aby każda osoba sama wyznaczała swoje cele.16 Powstaje tu jednak wątpliwość – ważna zwłaszcza z punktu widzenia życia małżeńskiego i rodzinnego – jak w takim razie jest możliwa współpraca między osobami. Trzeba tutaj podkreślić, że norma personalistyczna nie wyklucza dążenia „do tego, ażeby druga osoba chciała tego samego dobra, którego ja chcę”, z zastrzeżeniem, że „ten mój cel musi ona poznać i uznać za dobro, musi go uczynić również swoim celem. Wówczas pomiędzy mną a ową osobą rodzi się szczególna więź: więź wspólnego dobra i wspólnego celu, który nas łączy.”17 Osoba zaproszona do współpracy, poznając cel osoby zapraszającej, może (choć nie musi) świadomie go wybrać, to znaczy uczynić swoim celem, dzięki czemu obie osoby stają wobec siebie na równi, ponieważ „są niejako równomiernie i równorzędnie podporządkowane owemu dobru, które stanowi wspólny cel”18. Dlatego, gdy mówimy o wymogu posiadania własnego celu przez każdą z osób, to pod określeniem ‘własny’ należy rozumieć ‘świadomie i dobrowolnie wybrany’, a opcjonalnie tylko przypisywać mu znaczenie ‘samodzielnie wymyślony’. Podkreślmy również, że angażując się w realizację wspólnego dobra, osoba ma prawo podporządkować siebie samą temu dobru lub drugiej osobie właśnie ze względu na to dobro. Jednocześnie przyjęcie jakiegoś dobra jako wspólnego celu wyklucza sytuację odwrotną, gdy jedna osoba narzuca drugiej podporządkowaną rolę.19 Takie podporządkowanie bez ryzyka postawienia w roli środka do celu jest możliwe tylko wtedy, gdy wybieramy wspólnie dobro godziwe – dobro godne rozumnych i wolnych osób.

 

Podsumowując powyższe rozważania na temat normy personalistycznej, zastanówmy się, jakie konkretne treści mogą one wnieść do rozumienia pojęcia: szacunek. Po pierwsze szacunek jest należny każdej osobie niezależnie od jej płci, wieku, rasy, zdolności, zasobów, przekonań czy zasług, ponieważ każda osoba, w odróżnieniu od rzeczy, posiada duchowe wnętrze, które wyraża się – choćby tylko w potencjalności – poprzez jej rozumne i wolne działanie oraz poprzez budowanie relacji z innymi. Dodatkowo osoby wierzące, w charakteryzującej osobę rozumności, wolności i zdolności do budowania relacji z innymi, dostrzegają „obraz i podobieństwo Boże”, które choć zamazane przez grzech pierworodny, może zostać uzdrowione, udoskonalone i wywyższone do godności dziecka Bożego mocą śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Niezbywalność prawa do szacunku wyjaśnia nam również dlaczego osoby, którym nie został on okazany, doświadczają poczucia upokorzenia. Tutaj uwaga, której nie będziemy szeroko rozwijać z uwagi na ograniczenia czasowe: prawo do szacunku, nie jest równoznaczne z prawem do akceptacji każdego działania danej osoby, co często współcześnie próbuje się utożsamiać, wymagając akceptacji zła moralnego.

 

Po drugie podstawowym przejawem szacunku wobec innej osoby jest stała gotowość do oceny własnego myślenia, zachowania i działania pod kątem oczyszczania ich ze skłonności do używania drugiej osoby, ze skłonności do traktowania jej jako środka do własnego celu. Zamiast tego należy przedstawić drugiej osobie cel, który chcielibyśmy osiągnąć we współpracy z nią, i pozostawiając jej wolnej decyzji, czy stanie się współtwórcą tego dobra. Takim postępowaniem również okazujemy szacunek drugiej osobie, ponieważ potwierdzamy i wzmacniamy (czyli afirmujemy) jej rozumność i wolność. I dopiero wtedy, gdy druga strona świadomie i dobrowolnie zgodzi się na realizację wspólnego dobra-celu, osoby mogą w godny sposób podporządkować się sobie nawzajem, ograniczyć własną wolność czyniąc przez to wzajemny dar z siebie. Zobaczmy jaka odległość: od bycia potraktowanym jak narzędzie, przedmiot w cudzych rękach, do uczynienia siebie samego darem z miłości do drugiej osoby. Warto podkreślić, że właśnie małżeństwo jak żaden inny rodzaj relacji stanowi najbardziej podatny grunt, na którym „dwie prawdziwe wolności spotykają się w poszukiwaniu wspólnego dobra. Mogę powiedzieć, i ty możesz się z tym zgodzić, że nie ‘używam’ ciebie (ani ty mnie), kiedy moja wolność w wolny sposób spotyka twoją wolność, gdy oboje poszukujemy czegoś, co jest naprawdę dobre i co oboje rozpoznajemy jako dobro. To spotkanie dwóch wolności jest substancją miłości, a miłość jest wyrazem normy personalistycznej we wszelkich relacjach.”20

 

Zaopatrzeni w powyżej zaprezentowane „narzędzia” okazywania szacunku, przejdźmy do zastosowania ich wobec kobiet pracujących w domu.

 

 

  1. Przejawy szacunku wobec kobiet pracujących w domu

Korzenie szacunku wobec kobiet w kontekście ich pracy w domu polegają na tym, aby wspierać je w dokonaniu świadomego i wolnego wyboru między pozadomową pracą zawodową a pracą w domu. W praktyce bowiem kobiety często niestety czują się z różnych powodów przymuszane, gdy podejmują decyzję w tym zakresie. Niektóre z wielkim bólem oddają swoje małe dzieci pod opiekę babciom czy żłobkom albo przedszkolom, ponieważ – z ich perspektywy postrzegania sytuacji – rodzina nie jest w stanie utrzymać się, choćby na niskim poziomie, z pracy jednej osoby. Inne spotykają się z presją powrotu do pracy ze strony mężów, znajomych, a zdarza się, że nawet własnych rodziców, którzy (cytat z życia) „nie po to tyle się poświęcali dla wykształcenia córki, żeby teraz była kurą domową”. Z drugiej strony kobiety czują się niekiedy przymuszone do pozostania w domu, bo brak możliwości zatrudnienia, bo taka jest tradycyjna rola kobiety, bo takie są oczekiwania środowiska. W każdej z tych sytuacji naszym zadaniem jest umacnianie w kobietach wiary, że mogą wspólnie z mężami podjąć decyzję w sposób wolny, kierując się dobrem całej rodziny i że mogą liczyć na wsparcie osób ze swojego otoczenia w radzeniu sobie z konsekwencjami tej decyzji. Tego wsparcia najpierw i przede wszystkim kobiety potrzebują ze strony własnych mężów. Chcę podkreślić, że pozostawanie matki w domu jest niezwykle ważne dla wychowania małego dziecka i należy o tym szeroko mówić podając konkretne argumenty, ale – co równie istotne – mama nie spełni dobrze swojego zadania jeśli zostanie przymuszona do pozostania w domu przez okoliczności zewnętrzne, jeśli nie odkryje i nie doceni wartości swojej roli w życiu dzieci. Z tej perspektywy jestem daleka od potępiania inicjatyw samorządów czy organizacji pozarządowych polegających na aktywizacji zawodowej młodych mam. Natomiast gorąco zachęcam do wzmacniania (także na poziomie parafii) przekazu na temat wartości wychowania domowego w stosunku do opieki instytucjonalnej. Młodym rodzicom często brak takiej wiedzy, ponieważ nie jest ona przedmiotem nauczania. Brak im również świadectwa ze strony innych małżonków o radościach i wyzwaniach, o dylematach i trudach związanych z dokonywaniem wyborów między pracą w domu a pracą pozadomową.

 

Kolejnym przejawem szacunku wobec kobiet pracujących w domu jest kwestia naszego nastawienia do dzieci. Brzmi to zapewne poniekąd paradoksalnie, bo generalnie jesteśmy w Polsce zgodni (włączając w to również deklaracje ze strony władz), że dzieci są nam potrzebne i że należy zrobić wszystko, co możliwe, aby zwiększyć współczynnik dzietności, który aktualnie wynosi 1,38221, co daleko odbiega od poziomu zapewniającego zastępowalność pokoleń (2,1422). W kontekście nastawienia do dzieci warto podjąć temat aborcji i antykoncepcji, ale tym zagadnieniom ze względu na ich wagę i wielonurtowość należałoby poświęć osobną sesję. Dlatego chcę tutaj ograniczyć się do zwrócenia uwagi na reakcje wobec mam z małymi dziećmi oraz na umiejętność postrzegania sytuacji i otoczenia z ich perspektywy potrzebną, aby w sposób konkretny okazać im szacunek. Życie codzienne domaga się od nas załatwiania wielu spraw w urzędach, w bankach, w sklepach itd. Podobne zadania stają również przed matkami, które zdecydowały się na pracę w domu i wychowywanie dzieci 24h na dobę. Gdy chcą coś załatwić, często muszą wybrać się tam z dziećmi (nawiasem mówiąc, już dla dzieci kilkuletnich jest to bardzo praktyczna lekcja). Z punktu widzenia dzieci są to wymagające sytuacje, którym czasem trudno dzielnie sprostać nawet z pomocą mamy. Gdy więc dzieci zaczynają głośno się zachowywać, biegać, marudzić albo płakać otoczenie w urzędzie, w banku, w sklepie, w przychodni, w autobusie zaczyna się denerwować, komentując w myśli lub na głos: „po co Pani zabierała tego dzieciaka?”, „niech Pani jeździ taksówką skoro dziecko nie potrafi się zachować”, „dziecka nie potrafi wychować”… (Przy czym zgadzam się, że współcześni rodzice często doświadczają trudności i niepowodzeń w wychowywaniu dzieci, bo nie mają gdzie i kiedy się tego nauczyć.) Czyż nie jest to przejawem może nieświadomego traktowania kobiet jako środków do rodzenia dzieci, do zwiększania dzietności, do zabezpieczenia systemu emerytalnego itd.? Czyż odpowiedzialność za dobro wspólne, którym są dzieci, i szacunek wobec ich mam nie powinny raczej skłaniać do pomocy matce płaczącego dziecka? choćby w postaci kilku słów wsparcia, zamiast łatwego oceniania? Do zatroszczenia się o podjazd dla wózków w miejscu swojej pracy? Do pochwalenia rodziców za to, że przyprowadzili do kościoła swoje dziecko, zanim zwrócimy im uwagę, że zachowuje się zbyt głośno?

 

Nasz szacunek możemy okazywać również za pomocą odpowiedniego doboru słów, którymi określamy pracę kobiet w domu. Wydaje się to sprawą dość błahą, jednak pod wpływem używanych słów kształtujemy w dużej części własną postawę wobec pracy kobiet w domu, tworzymy wokół niej pozytywną lub negatywną atmosferę, obniżamy lub podnosimy jej prestiż. Przykładowo: można się zastanowić, jak zmieni się nasze postrzeganie kobiety obładowanej siatkami i prowadzącej za ręce dwójkę małych dzieci, jeśli zamiast „Jaka biedna!”, pomyślimy „Jaka dzielna!” Tymczasem język urzędowy każe nam nazywać mamy pracujące w domu „bezrobotnymi” lub „biernymi zawodowo”. Czy w takim sposobie określania wyraża się afirmacja, potwierdzenie ich rozumności i wolności? Czy powinniśmy się dziwić, że młode, zdolne, aktywne kobiety nie chcą być bierne i bezrobotne? Przy czym, trzeba to mocno podkreślić, praca w domu wymaga łączenia aktywności na wielu różnych polach i umiejętności wymaganych w wielu różnych zawodach, m.in. opiekunki, nauczyciela, pedagoga, mediatora, logistyka, menagera. Język potoczny jest w dziedzinie opisu pracy kobiet w domu jeszcze bardziej niesprawiedliwy, przekłamujący rzeczywistość oraz niszczący relacje małżeńskie, rodzinne i społeczne. Ludzie przytomni umysłowo i znający realia życia mówią o kobiecie pracującej na pełen domowy etat, że ona "siedzi w domu", ewentualnie "siedzi z dziećmi". Co więcej, potrafi tak powiedzieć nawet mąż o własnej żonie, a także (o zgrozo!) żona sama o sobie i niekiedy również (oby Was to nie spotkało!) dzieci o własnej matce. Czy są na tej sali kobiety, które, pracując w domu, mogą o sobie w pełni uczciwie powiedzieć, że siedzą przez cały dzień albo chociaż przez większość dnia? (Na marginesie mówiąc więcej siedzi się pracując w biurze lub za kierownicą niż w domu.) Dla porównania „warunków” pracy: w normalnej sytuacji, gdy ktoś jest chory, idzie na zwolnienie, gdy choruje kobieta pracująca w domu to na antybiotyku i z chusteczką przy nosie musi wykonać większość swoich codziennych obowiązków. Nazywanie niezastąpionej i ciężkiej pracy kobiet w domu „siedzeniem”, oznacza, że nie uznajemy domu za miejsce, w którym rozumność i wolność mogą się rozwijać. Kto z Państwa czułby się doceniony i szanowany, gdyby jego pracę nazywano „siedzeniem”?

 

Konsekwencje uznania kobiety za „siedzącą w domu” mogą być niebezpieczne dla relacji mąż – żona. Po pierwsze pojawia się w nich pewna asymetryczność: czy można potraktować żonę jak równorzędnego partnera, gdy ona "siedzi", a on pracuje na rodzinę? Z czasem mąż zaczyna funkcjonować poza „orbitą” domu, bo skoro ona "siedzi", to może już "coś" zrobić w tym domu, a on jako ciężko pracujący w domu ma święte prawo do odpoczynku. Wtedy nawet, gdy zaangażuje się w jakąś pracę domową, to z poczuciem, że pomaga, wyręcza, robi coś za swoją "siedzącą" żonę, bo jego osobista odpowiedzialność za dom i dzieci sprowadza się do zarabiania pieniędzy. Żony, traktując same siebie jako „siedzące w domu”, wpadają niekiedy w sidła perfekcjonizmu: „bo skoro już "siedzą" w tym domu, to niech on błyszczy”. Przy tym zazwyczaj rodzi się poczucie, że nikt poza nimi nie potrafi spełnić ich standardów "domu na błysk". W ten sposób często skazują same siebie na 24-godzinny etat bez prawa do odpoczynku lub urlopu. W konsekwencji zmienia się hierarchia wartości: najpierw dom, potem dzieci, na końcu – o ile w ogóle starczy sił i chęci – mąż. Kolejną konsekwencją uznania kobiety za siedzącą w domu może być brak autorytetu u dzieci: „mamo, co Ty możesz wiedzieć o życiu, skoro tylko "siedzisz" w domu?” połączone z czasem z przekonaniem, że „ojciec to jest „ktoś”, bo zarabia pieniądze”. Idąc dalej widzimy brak docenienia ze strony społeczeństwa: wywieranie presji na kobiety pracujące w domu, aby podjęły pracę zawodową i dały pracę innym (opiekunkom, kucharkom, sprzątaczkom itp.), bo czy można płacić emeryturę komuś, kto "siedział" w domu, gdy inni ciężko pracowali? Dlatego, drodzy Państwo, jeśli chcecie okazać szacunek kobietom pracującym w domu – Waszym żonom, matkom, córkom, synowym, koleżankom, sąsiadkom – to nie używajcie określenia, że one "siedzą w domu" lub że „siedzą z dziećmi”. Co więcej, bardzo proszę reagujcie natychmiast, gdy ktoś w Waszej obecności powie o jakiejkolwiek kobiecie pracującej w domu, że ona "siedzi", argumentując przy tym, dlaczego to określenie jest nieprawdziwe, niesprawiedliwe i niszczące dla relacji małżeńskich, rodzinnych i społecznych. Natomiast na poziomie społecznym apeluję o poparcie działań na rzecz praw emerytalnych kobiet pracujących w domu. Paradoks sytuacji emerytalnej kobiety pracującej w domu i wychowującej np. troje dzieci polega na tym, że, choć urodziła i wychowała troje płatników składek emerytalnych, to nie otrzyma emerytury w przeciwieństwie do kobiety bezdzietnej, która pracowała zawodowo poza domem.

 

Na koniec chciałabym również powiedzieć kilka słów nt. tych przejawów szacunku, z którymi warto, aby spotykały się kobiety pracujące w domu ze strony swoich domowników, zwłaszcza mężów i dzieci. Przy czym kluczowe jest tutaj zachowanie męża, bowiem najlepszy sposób uczenia dzieci szacunku wobec każdej pracy, a zwłaszcza wobec pracy ich matek w domu, to naśladowanie postawy własnego ojca. Przytaczałam wcześniej sytuację, w której mąż używał żony jako środka do zaparzenia herbaty, a syn używał mamy jako środka do prania i prasowania. W jaki sposób w tego typu sytuacjach domowych można odejść od używania drugiej osoby, aby konkretnie, aktywnie i bezpośrednio okazać jej szacunek? Trzeba najpierw powiedzieć, że jakiekolwiek gesty znamionujące szacunek będą odbierane tych sytuacjach jako kurtuazyjne lub nieszczere, jeśli domownicy nie pozostawią żonie i mamie przestrzeni do podjęcia wolnej decyzji, czy chce w taki sposób (np. poprzez podanie herbaty lub pranie) wyrazić swój dar z siebie, swoją miłość. Pozostawiamy taką przestrzeń wyboru, gdy zwracamy się używając słowa „proszę”. Przy czym, aby pod słowem „proszę” nie ukrywał się rozkaz, trzeba w danej sprawie zaakceptować prawo drugiej osoby do podjęcia decyzji, co więcej: nawet być gotowym na przyjęcie odmowy. W niektórych sytuacjach pozostawienie przestrzeni wyboru będzie również przejawiało się w tym, że domownicy potrafią sami wykonać daną czynność (np. zaparzyć herbatę, zrobić pranie). Świadome używanie słowa „proszę” niejako w konsekwencji uczy słowa „dziękuję” – tzn. widzę i przyjmuję Twój dar z siebie, nie uznaję go za coś oczywistego czy należnego. Okazujemy szacunek wobec pracy drugiego człowieka, gdy okazujemy za nią wdzięczność. Z drugiej strony, w sytuacji odmowy lub gdy realizacja prośby nie jest adekwatna do oczekiwań, szacunek wyraża się poprzez troskę o stan i samopoczucie tego, do kogo zwróciliśmy się z prośbą. Zamiast: „to kto mi zrobi herbatę, skoro moja żona oszalała”, mąż okazujący szacunek zapyta z troską: „kochanie, jak się czujesz?” Dzięki temu nie ma niebezpieczeństwa potraktowania jej jako środka do celu, żona i mama staje się ważniejsza niż efekty jej pracy w domu.

 

Obok prośby, wdzięczności i troski, okazujemy szacunek wobec pracy drugiego człowieka, gdy to, co otrzymujemy w wyniku jego pracy, wykorzystujemy do dobrych celów, a nie do złych. W kontekście pracy kobiet w domu, chodzi tutaj o to, aby ich wysiłek nie stawał się dla domowników łatwym usprawiedliwieniem dla ich własnego lenistwa czy egoizmu, zamiast być zachętą, inspiracją do działań na rzecz dobra innych. Brakiem szacunku będzie zatem postawa: „skoro mama posprzątała, to ja mogę sobie poleżeć, pograć na komputerze itp.”; a jego przejawem: „skoro mama posprzątała, to mam więcej czasu, aby zająć się rodzeństwem, pomóc przyjacielowi itp.”. Okazujemy szacunek wobec pracy drugiego człowieka również wtedy, gdy z jednej strony dbamy o to, co otrzymujemy jako efekt jego pracy, a z drugiej, jeśli leży to w naszych możliwościach, kontynuujemy oraz rozwijamy efekty jego pracy. Można to zaobserwować na przykładzie zmiany w korzystaniu z naczyń lub łazienki, które samemu się posprzątało. Szacunek wobec pracy żony czy mamy będzie polegał więc na tym, że np. nie wezmę bezmyślnie kolejnej szklanki, aby napić się wody, tylko skorzystam z tej, którą używałem przed godziną. Aby nauczyć się takiej wrażliwości, trzeba samemu podjąć się pracy w domu. Jednocześnie jest to najprostszy i najskuteczniejszy sposób okazania szacunku wobec pracy drugiej osoby – wykonywanie tych samych zadań i czynności. W ten sposób wysyłamy sygnał: „one nie są poniżej ani mojej, ani Twojej godności”. Tutaj mała uwaga dla żon i mam. Niekiedy mamy poczucie, że same wykonałybyśmy lepiej i szybciej czynności, w które próbują włączyć się nasi, zwłaszcza mali, domownicy. Jednak ten sposób myślenia jest prostą drogą to tego, aby dom przestał być dobrem wspólnym, o które dbają wszyscy domownicy, a stał się hotelem, w którym żona i mama jest rozliczana z jakości świadczonych usług. Dlatego Szanowne Panie, jeśli chcecie wyjść naprzeciw mężowi i dzieciom w ich okazywaniu szacunku wobec Was, to włączajcie ich w pracę w domu, dzielcie się swoją odpowiedzialnością za poszczególne domowe obowiązki. Przy czym, tu również obowiązuje norma personalistyczna: człowiek ważniejszy niż rzecz, syn ważniejszy niż jakość umytej podłogi, córka ważniejsza niż smak ugotowanego obiadu, mąż ważniejszy niż zrobienie zakupów zgodnie z wytycznymi żony (zwłaszcza tymi, których „powinien był” się domyśleć).

 

 

  1. Zakończenie

W naszych analizach dotyczących szacunku wobec pracy kobiet w domu wyszliśmy od przybliżenia normy personalistycznej sformułowanej przez Karola Wojtyłę. Norma ta zakazuje używania osoby jako środka do celu, a nakazuje potwierdzanie i wzmacnianie godności osoby w każdym ludzkim działaniu. Te wymogi stały się następnie podstawą dla bliższego rozpoznania uniwersalnych przejawów szacunku wobec drugiego człowieka. W końcu zaś określiliśmy konkretne, aktywne i bezpośrednie sposoby okazywania szacunku wobec kobiet pracujących w domu.

 

W obszarze funkcjonowania społecznego szacunek wobec kobiet polega na wspieraniu ich wolnej decyzji dotyczącej wyboru między „etatową” pracą w domu a pracą poza domem, tworzenie atmosfery wsparcia rodziców z dziećmi w przestrzeni publicznej oraz stosowanie nazewnictwa doceniającego pracę w domu. W obszarze funkcjonowania domowego szacunek wobec kobiet wyraża się zwłaszcza we współodpowiedzialności za obowiązki domowe wypływającej z przekonania, że dom jest dobrem wspólnym całej rodziny, a nie tylko miejscem pracy kobiety (żony i matki). Ponadto szacunek ze strony domowników przejawia się w formułowaniu próśb zamiast postawy roszczeniowej, w okazywaniu wdzięczności, oraz w uważnym i twórczym korzystaniu z efektów prac domowych.

 

Proponowane w tym wystąpieniu sposoby okazywania szacunku wobec pracy kobiet w domu nie wyczerpują zapewne wszystkich sytuacji życiowych, w których możemy i powinniśmy stawiać sobie pytanie o to, co będzie przejawem szacunku w tym konkretnym przypadku. Jednak znajomość normy personalistycznej wyposaża nas w uniwersalne narzędzie ułatwiające rozstrzyganie także różnorodnych dylematów z zakresu postaw wobec kobiet pracujących w domu. Życzę Państwu ciekawych i praktycznych odkryć w tej dziedzinie.

 

1 Por. Aktywność ekonomiczna ludności Polski IV kwartał 2011. Informacje i opracowania statystyczne, GUS, Warszawa 2012, s. 185.

2 K. Wojtyła przedstawił normę personalistyczną po raz pierwszy w dziele Miłość i odpowiedzialność (por. K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 23-45.) choć pewien grunt pod jej wyprowadzenie przygotowały jego wcześniejsze prace, zwłaszcza artykuły poświęcone tematyce małżeństwa i rodziny: Instynkt, miłość, małżeństwo (1952), Religijne przeżywanie czystości (1953), Myśli o małżeństwie (1957), Propedeutyka sakramentu małżeństwa (1958), Miłość a odpowiedzialność (1959), Natura ludzka jako podstawa formacji etycznej (1959), Wychowanie miłości (1960).

3 Por. tenże, Miłość i odpowiedzialność, dz. cyt., s. 89.

4 Tamże, s. 24.

5 Tenże, Człowiek jest osobą, w: tenże, Aby Chrystus się nami posługiwał, Kraków 1979, s. 215.

6 Tenże, Miłość i odpowiedzialność, dz. cyt, s. 41.

7 Tenże, Człowiek jest osobą, art. cyt., s. 216.

8 Tenże, Miłość i odpowiedzialność, dz. cyt., s. 109.

9 Tamże, s. 24-25.

10 Tamże, s. 25.

11 Tenże, Rozważania o istocie człowieka, Lublin 2000, s. 97.

12 Tenże, Miłość i odpowiedzialność, dz. cyt., s. 42.

13 Tamże, s. 27 (przypis 7).

14 Tamże, s. 43; por. tamże, s. 110.

15 Tenże, Człowiek jest osobą, art. cyt., s. 216; por. S. Smoleński, Norma personalistyczna, „Analecta Cracoviensia” 1971, s. 314.

16 Por. K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, dz. cyt., s. 29.

17 Tamże, s. 31.

18 Tamże.

19 Por. tamże.

20 G. Weigel, Świadek nadziei. Biografia papieża Jana Pawła II, Kraków 2006, s. 185.

21Rocznik Demograficzny 2011, GUS, Warszawa 2011, str. 509.

22 Polska Federacja Stowarzyszeń Rodzin Katolickich im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Raport o sytuacji polskich rodzin, http://www.srk.opoka.org.pl/srk/srk_pliki/dokumenty/1-4.html z dnia 24 maja 2012r.

 

Autor: mgr Agnieska Rogalska - Warszawa

Jelenia Góra

Święto Matki 2012